Czas jest nieubłagany. Mimo, że upływa, pozostaje sztywny i wszelkie próby naciągnięcia jego śliskiej materii spełzają na niczym. Co za porównanie! Jakie poetyckie... i tandetne zarazem. Niemniej opisując zjawiska tak absolutne jak czas właśnie, stajemy w obliczu tandety, jaką jest przecież ograniczony zbiór słów, którymi możemy się w takich przypadkach posłużyć. Ech, nadal bełkoczę – a to wszystko po to jedynie, żeby usprawiedliwić swoją dłuższą nieobecność na tym blogu.
Wstydziłbyś się Panie Autor!
A to przepraszam, to może przejdźmy do meritum.
Opowiadanie do fabrycznej antologii zredagowane.
Opowiadanie, które być może ukaże się jesienią w jednym z fantastycznych miesięczników na ukończeniu. Horror i lovestory w jednym. Tandeta się śmieje.
Premiera zbioru „4 pory mroku” zbliża się wielkimi krokami.
Drzewa rosną, ptaki śpiewają.
Ludzie kochają się, rodzą i samotnie gasną.
Matko Tandeto miej nas w swojej opiece...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz