sobota, 17 grudnia 2011

24H

Po dwudziestu czterech godzinach spędzonych w pracy ciurkiem pisanie czegoś bardziej skomplikowanego niż lista zakupów na święta przychodzi z trudem. Trzeba jednak pisać, ponieważ czasu brak, a brak czasu jako usprawiedliwienie dla zaniechania to chyba najgorszy rodzaj usprawiedliwienia pod słońcem. Brakiem czasu ludzie usprawiedliwiają wiele rzeczy, a potem - dup! - dziwią się samym sobie, jak to im się wszystko popieprzyło. Kompletny truizm, prawda? Czemu jednak tak powszechnie eksploatowany?

Zawsze uważałem, że na pewnym etapie pisanie staje się obowiązkiem i tak należy je traktować, obowiązkowo. Wyznaczyć sobie konkretne godziny, ilość słów na dzień - to nie jest nic nowego, wielu łapiących za pióro tak właśnie postępuje - problem leży w kwestii następującej: kto w tym obowiązku wytrwa. Ja miałem ostatnio kłopoty z dyscypliną. Układ zmiennych w moim życiu, układ gwiazd, wpływ złych sił, można to nazwać jak tam sobie chcemy, w każdym razie, coś mi rzucało kłody pod nogi. Teraz to się zmienia.

Ukończona powieść "Twoje oczy rejestrują śmierć" oczekuje na decyzję wydawcy, kolejna "Schorzenie" chyli się ku końcowi. Zbiór opowiadań - zaplanowany. To tyle w kwestii postanowień noworocznych.

Jestem z tego powodu szczęśliwy. Chciałem się tą radością w możliwe najszczerszy sposób podzielić.

piątek, 9 grudnia 2011

Chin up!

Strona przeszła lifting. Wojciech A. Rapier, facet, który odnalazł mnie w sieci i założył fanowską stronę dał mi do zrozumienia, że mój blog w dotychczasowej formie, nie nadąża za czasem i oczekiwaniami. Być może i teraz niewiele się w nim poprawiło (co będę starał się zmienić), jednakowoż, w moim przekonaniu, nie nadąża on teraz z pewną, powiedzmy sobie, klasą; co więcej, cały czas przyśpiesza. Poprzedni "visage" można było o kant dupy potłuc - na samo wspomnienie jeżą mi się włosy na głowie. Jeżeli oficjalny blog oddaje mój szacunek do czytelników i vice versa, to cieszę się, że nie spłonąłem na stosie. Mea culpa. Biorę się do roboty.

wtorek, 6 grudnia 2011

Voletta Villas 1938 - 2011

Violetta Villas nie żyje - to pierwsza wiadomość jaką usłyszałem dziś rano po włączeniu telewizora. Właściwie nazywała się Czesława Maria, to z kolei informacja, którą zaczerpnąłem (natychmiast) z Wikipedii. Nigdy nie interesowałem się życiem ani twórczością Violetty Villas, kiedyś słyszałem ją w duecie z Kazikiem (który zakwalifikowałem jako muzyczne kuriozum), ale martwa gwiazda, to gwiazda sto razy mocniej pociągająca niż gwiazda żywa, dlatego też teraz wiem o Violettcie wszystko. Wiem gdzie się urodziła, wiem że jej ojciec był górnikiem i kapelmistrzem w orkiestrze. Wiem, że posiadała słuch absolutny i mówiła biegle w języku francuskim i walońskim. Że śpiewała w duecie z Paulem Anką i Frankiem Sinatrą. Że czasami wjeżdżała na scenę na białym koniu. Poniewczasie. Z taką wiedzą będę zapewne brylował w "kulturalnym" towarzystwie, choć zapewne dość krótko, niedługo bowiem wszyscy rzucą się na jej biografię i zaroi się od podobnych mi kanapowych ekspertów. Szkoda tylko, że nie śledziłem ostatnich lat jej życia, lat podczas których zapomniana przez ogół, staczała się gdzieś (gdzie?) powolutku na samo dno; szkoda, że tak naprawdę nic mnie one nie obchodziły. W związku z powyższym piszę te słowa borykając się z palącym wstydem. Albowiem ile by człowiek się nie starał, koniec końców, najmniej się tego spodziewając, okazuje się sępem, który dba tylko własny żołądek, patrzy na świat z góry, a na ziemię opada wyłączne, gdy poczuje zapach medialnej padliny. Mało tego, ta padlina musi spełniać pewne zawyżone standardy; jestem tego pewien, skoro sam sobie zadaje pytanie: czy przejąłbym się tak  śmiercią anonimowego Kowalskiego? Pewnie nie. Źle mi z tą pewnością.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Panowie, to nie ja biłem!

Święta w Polsce to ewenement na skalę światową. I mam tu na myśli jakąkolwiek uroczystość w Polsce. Święta w Polsce to konsumpcja - własnych porażek, kiełbasy, wódki i wina. Moje najwcześniejsze, szczenięce wspomnienia, dotyczą (a jakże!) Świąt Bożego Narodzenia, podczas których składałem klocki Lego według zamieszczonej w opakowaniu instrukcji, natomiast starsi ode mnie, popijając wódkę, "dyskutowali". W związku z powyższym, obraz świąt mam nieco zaburzony - rodzina w takich chwilach ulegała dla mnie polaryzacji - ja, w swej dziecięcej naiwności, starałem się zrobić coś konstruktywnego, natomiast rodzice, wujostwo itepe, upijali się gołdą, rozbierając na części pierwsze polityczną scenę. Biorąc pod uwagę, że przekaz własnych racji oraz ich rozumienie, traciły na wartości w miarę opróżniania kolejnych kieliszków, natomiast, emocje i werwa rosły, gdzieś pod koniec montowania śmigła na moim nowym policyjnym helikopterze, w salonie wybuchała  bełkotliwa wrzawa, a przeciwstawne obozy ruszały do otwartego ataku. Rzeczowe argumenty uważano za zbędne.

Patrząc na to co zaszło 11 Listopada, ogarnia mnie uczucie, że w Warszawie doszło do podobnego upojenia, lecz w skali makro. W przeciwieństwie jednak do skacowanych zazwyczaj krewnych, którzy na drugi dzień prosili o wyrozumiałość i odrobinę ciszy, wszystko zwalając na mitycznego "o jednego za dużo", obawiam się, że do kaca w przypadku niektórych polityków nie doszło, i Święto Niepodległości, trwa nadal, w najlepsze. 

A może, nie mamy już do czynienia ze świętem, tylko na naszych oczach narodził się nowy Festiwal? 
Aż, korci mnie żeby dodać - przelicznych kiepskich kabaretów...

sobota, 17 września 2011

Z-apdejtujmy się...

"Blask" w Tribute to Lem. W dziewięćdziesiątą rocznicę urodzin (m.in. Rafał Kosik, Andrzej Miszczak, Wawrzyniec Podrzucki i Krzysztof […]
Powergraph

"Czym jest jasnookie dziecko?" w
Replika

niedziela, 31 lipca 2011

Nowa (nowa?) antologia

Ledwie ustąpił ból po "11 cięciach", a już wiemy, że pozostanie po nich "15 blizn". Przy czym niezgodność w rachunkach nie ma najmniejszego znaczenia - to horror przecież. Zawsze można oberwać zza węgła.

czwartek, 19 maja 2011

Poranne podwójne uderzenie

Dwie ciekawe rzeczy do wglądu.

Po pierwsze - przedpremierowa recenzja "Księgi Wojny" TUTAJ

Po drugie - wyjątkowo ciekawy przegląd współczesnej polskiej sceny grozy w wykonaniu Pawła Mateji i spółki TUTAJ

To drugie polecam szczególnie, naprawdę kawał dobrej roboty.

sobota, 14 maja 2011

Replika tnie w czerwcu


11ciec_replika.jpg

MASTERTON, ORBITOWSKI, CASTLE, PALIŃSKI, WILSON, MAŁECKI, NICHOLSON, ROSTOCKI, EVERSON, CICHOWLAS, SMITH zadadzą Wam...

„11 CIĘĆ”

Poszatkują wyobraźnię, zaszokują, rozbawią, skłonią do refleksji, a nader wszystko przerażą!


Jedenastu polskich i zagranicznych mistrzów horroru połączyło siły, w wyniku czego powstał zbiór opowiadań, jakiego jeszcze nie było! Nigdy wcześniej niepublikowane w Polsce, zróżnicowane tematycznie, historie spod znaku grozy. Niektóre otrzymały prestiżowe nagrody, inne zostały sfilmowane, jeszcze inne dopiero co wyszły spod piór swych twórców. Łączy je jedno: są ostre jak noże i potną każdego, kto je przeczyta!

wtorek, 26 kwietnia 2011

"Księga Wojny" już 20 maja!

Według zapowiedzi na stronie Agencji Wydawniczej RUNA, 20 maja tego roku ukaże się antologia opowiadań pt: "Księga Wojny". W niej, pośród opowiadań znakomitych kolegów, mój tekst "Wszystko, co przyjdzie, już pozostanie". Gorąco zachęcam do lektury!

sobota, 2 kwietnia 2011

02.04.2011

Dzisiaj obchodzona jest szósta rocznica śmierci Jana Pawła II. Ja jej nie obchodzę, ponieważ, nie jestem katolikiem, a sama postać Papieża, jak każdego przywódcy jednej z wielkich religii pozostaje dla mnie kontrowersyjna; nie oznacza to jednak, że nie darzę szacunkiem tych wszystkich osób, które owo wydarzenie głęboko przeżyły i nadal przeżywają w zaciszu swoich domów, w kościele, podczas gorącej modlitwy. Solidaryzuję się z nimi, rozumiem ich ból. Drugi kwietnia, dla wielu z nas, na zawsze już pozostanie czasem zadumy i smutku. Nikt tego nie zmieni. Czas zadumy, przy tak doniosłym wydarzeniu jak koniec życia tak przecież wielkiej osoby zmusza mnie jednakże do postawienia pytania, które niezmiennie dręczy mnie od dziecka: dlaczego Polacy tak chętnie obchodzą rocznice śmierci i początków wojen, tak rzadko natomiast - narodzin i czasu pokoju?

sobota, 19 marca 2011

Tydzień w Krakowie

Spędziłem tydzień w Krakowie. Konkretnie na Kazimierzu, konkretnie na ulicy Szerokiej, konkretnie w Hostelu tamże. Oto czego się nauczyłem:

- Zapiekanki od Endziora należy zamawiać w dwie osoby, zjedzenie takiego potwora samemu grozi odroczoną gastronomiczną śmiercią.

- Włoskie knajpki pod względem klimatu przebijają wszystkie inne (choć primo włoska knajpa secundo w dzielnicy żydowskiej tertio w Polsce trąci cokolwiek perwersją).

- Zgubienie przenośnego dysku z kopiami zapasowymi wszystkich tekstów nie jest tak tragiczne jakby się to mogło wydawać; przy odrobinie dobrej woli, gubiący, jest w stanie wytłumaczyć samemu sobie, że właściwie to dobrze się składa, można rozpocząć pewne rzeczy z czystym kontem.

- Oglądanie Woody'ego Allena w multipleksie, razem z setką osób ćpających naczos i pochlipujących Fantę z kubeczków ćwiczy cierpliwość.

- Nie należy wierzyć zapewnieniom właścicielom hostelów, że zgodnie z informacją na stronie, cenę za pobyt można negocjować, nie popuszczą nawet dziesiątki.

- Wysoki pokój w jednym oknem wychodzący na zamknięte podwórko, działa cokolwiek depresjogennie.

- Mleko UHT nie psuje się, co zmusza do zastanowienia, czy to właściwie jest jeszcze mleko...

czwartek, 24 lutego 2011

Ukończyłem i przesłałem wydawcy moją nową powieść pt: "Twoje oczy rejestrują śmierć". Więcej szczegółów podam, kiedy cała sprawa nabierze rumieńców, bo jak to kiedyś ktoś mądry zauważył: verba volant, scripta manent.