sobota, 17 grudnia 2011

24H

Po dwudziestu czterech godzinach spędzonych w pracy ciurkiem pisanie czegoś bardziej skomplikowanego niż lista zakupów na święta przychodzi z trudem. Trzeba jednak pisać, ponieważ czasu brak, a brak czasu jako usprawiedliwienie dla zaniechania to chyba najgorszy rodzaj usprawiedliwienia pod słońcem. Brakiem czasu ludzie usprawiedliwiają wiele rzeczy, a potem - dup! - dziwią się samym sobie, jak to im się wszystko popieprzyło. Kompletny truizm, prawda? Czemu jednak tak powszechnie eksploatowany?

Zawsze uważałem, że na pewnym etapie pisanie staje się obowiązkiem i tak należy je traktować, obowiązkowo. Wyznaczyć sobie konkretne godziny, ilość słów na dzień - to nie jest nic nowego, wielu łapiących za pióro tak właśnie postępuje - problem leży w kwestii następującej: kto w tym obowiązku wytrwa. Ja miałem ostatnio kłopoty z dyscypliną. Układ zmiennych w moim życiu, układ gwiazd, wpływ złych sił, można to nazwać jak tam sobie chcemy, w każdym razie, coś mi rzucało kłody pod nogi. Teraz to się zmienia.

Ukończona powieść "Twoje oczy rejestrują śmierć" oczekuje na decyzję wydawcy, kolejna "Schorzenie" chyli się ku końcowi. Zbiór opowiadań - zaplanowany. To tyle w kwestii postanowień noworocznych.

Jestem z tego powodu szczęśliwy. Chciałem się tą radością w możliwe najszczerszy sposób podzielić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz